środa, 28 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Witam!
13- oczywiście pechowa. To już ostatni rozdział przed powrotem do szkoły. Buuuuu... Mam nadziej, że mimo rozpoczęcie roku szkolnego nadal będę w stanie publikować rozdziały regularnie. No, ale o tym kiedy indziej! Nie będę wam psuć tych ostatnich dni.
Postanowiłam dołączać do rozdziałów muzykę, do której pisałam. Nie wiem czy spodoba się wam ten pomysł, piszcie w komentarzach.
Za betę podziękowania dla Carinio <3
Dziś dedykacje bardziej ogólne:
Dla wszystkich nowych czytelników, którzy ujawnili się poprzez komentarze- witam was kochane!
Dla wszystkich komentujących- nic tak nie zachęca do pisania jak komentarze
Dla Fioletoowej- wcale nie wariujesz! Mam nadzieję, że po tym rozdziale nadal nadal będziesz chciała czytać moje opowiadanie :D
No i tradycyjnie już dla Gochy- za pomoc przy szczegółach :*

Czytajcie, komentujcie!
Zapraszam

Chanel szybkim krokiem przemierzała ulice Londynu. Teleportowała się kilka przecznic od studia tatuaży.
Obwinęła się szczelniej płaszczem. Nie padało, ale było wyjątkowo zimno i wietrznie. Jej strój nie nadawał się na taką pogodę. Miała na sobie długie, obcisłe spodnie w szarym kolorze, luźną bluzkę bez pleców w ślizgońskiej zieleni i skórzane szpilki na wysokiej platformie. Zamierzała tylko powiedzieć Kai’owi, że nie będzie więcej chodzić na lekcje i wrócić na imprezę w Slitherinie. W Hogwarcie było cieplej więc narzuciła na siebie tylko skórzaną kurtkę. Teraz żałowała, że nie ubrała się lepiej, ale nie zamierzała zabawić długo w mieście.
Przeklinając pod nosem, doszła na Millenium Street. Niepewnie zajrzała nauliczki, gdzie stało studio. Miała nadzieję, że chłopaka jeszcze nie ma. Nie wiedziała tak naprawdę, co ma mu powiedzieć. Chciała jeszcze w spokoju zapalić i zastanowić się nad tym. Niestety, Merlin nie wysłuchał jej próśb, ponieważ Kai
stał obok drzwi do studia i palił papierosa. Miał na sobie skórzaną kurtkę motocyklową, ciemne, prawie czarne spodnie i oczywiście nieodłączne, ciężkie, wojskowe buty. W drugiej ręce trzymał czarny jak noc kask.
Gdy Chanel go zobaczyła natychmiast wróciły do niej wszystkie powody, dla których wciąż chciała się z nim spotykać. On miał w sobie coś tak niesamowicie przyciągającego. Racjonalne argumenty za zakończeniem tej znajomości wyleciały jej z głowy.
Chłopak odwrócił głowę i spojrzał w jej stronę, jakby wyczuł, że tam stoi. Jego spojrzenie było przeszywające i przerażające za razem. Blondynka nawet nie wiedziała, w którym momencie nogi same poniosły ją w jego stronę. W jednej chwili stała u wylotu uliczki, a w następnej już przed nim. Od niechcenia
spojrzała na jego twarz i była zgubiona. Zatonęła w niesamowitej barwie jego magnetyzujących oczu, zapominając języka w gębie.
-Cześć- Kai przerwał milczenie wyraźnie ubawiony jej reakcją. Zobaczyła jak jego usta wyginają się w złośliwy uśmieszek. Był z siebie bardzo zadowolony. Ten grymas przypomniał Chanel powód, dla którego przyszła się z nim zobaczyć.
-Cześć- odpowiedziała unosząc dumnie głowę. Nie chciała, aby mu się wydawało, że ma nad nią całkowitą przewagę.- Paskudna pogoda.- starała się zabrzmieć jak najbardziej swobodnie. Nie była pewna, ale miała wrażenie, że cień politowania przeleciał przez twarz bruneta.
-Rzeczywiście, paskudna. Może wejdziemy już do środa. Stanie na takim wietrze nie jest wskazane- posłał jej swój firmowy uśmieszek, od którego miękły jej kolana. Wyrzucił wypalonego tylko do połowy papierosa i zagasił go depcząc. 
Odwrócił się w stronę drzwi z zamiarem wejścia.
-Zaczekaj!- Chanel modliła się, aby jej racjonalne myślenie znów jej nie opuściło.
-O co chodzi?
-Muszę Ci coś powiedzieć.
-Równie dobrze możesz mi to powiedzieć w środku- znów się uśmiechnął, jednak lekko zniecierpliwiony- Jest naprawdę zimno, a Ty się trzęsiesz. - Chanel nie zamierzała go w żaden sposób uświadamiać, że nie ma to nic wspólnego z pogodą, a z tym co chce mu powiedzieć.
-Nie, to nie potrwa długo- odchrząknęła delikatnie. Postanowiła, że nie spojrzy mu w oczy. Jednak nie mogła też patrzeć w ziemie. Była na to zbyt dumna. Spędziła zbyt wiele wieczorów w swoim dormitorium, zastanawiając się jak to możliwe, że ona, Chanel Morison, zachowuje się w ten sposób przy chłopaku.
-Więc co chcesz mi powiedzieć?
-Chciałam Ci podziękować za lekcje- powiedział ciesząc się, że jej głos nie zadrżał.- Naprawdę były bardzo ciekawe i dużo się nauczyłam, ale niestety nie mam już więcej na to czasu- skończyła mówić obserwując jego reakcję.
-Co chcesz prze to powiedzieć?- jego głos był spokojny, ale w oczach powoli narastał gniew.
-Chcę powiedzieć, że nie będę już chodzić do Ciebie na lekcję. Przyszłam się pożegnać.
-I musiałaś mnie tu ciągnąć, aby mi o tym powiedzieć?- po uroczym uśmiechu nie pozostał nawet ślad. Teraz na jego twarzy malowało się coraz więcej złości.
Chanel nieświadomie cofnęła się o krok. Nic to nie pomogło, on również zrobił krok do przodu. Z tym, że jego krok był dwa razy dłuższy niż jej. Stali teraz bardzo blisko siebie praktycznie stykając się ciałami. Dzięki wysokim szpilkom różnica miedzy nimi wynosiła jakieś pół głowy, ale chłopak i tak patrzył na
nią z góry.
-Stwierdziłam, że wypada się pożegnać, ale skoro nie chcesz...- powiedziała hardo Chanel. Teraz już nie mogła odpuścić. Odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku głównej ulicy. Podświadomie miała nadzieję, że ja zatrzyma. Nawet, że coś się w końcu wydarzy. Doszła do Millenium Street i nie mogła się powstrzymać przed zerknięciem przez ramię. Zobaczyła jak Kai wsiada na motocykl (Yamaha R1) stojący na przeciwległym końcu uliczki. Ubrał kask i odjechał z głośnym rykiem silnika nawet się nie obracając.
Chanel poczuła, jak zbierające się od jakiegoś czasu łzy powoli spływają jej po policzkach. Z przerażeniem otarła słone kropelki. Ona nie płakała. Nigdy.

***

-Gdzie ona do cholery jest!- pieklił się Blaise, siedząc na kanapie w pokoju Ślizgonów. Zegar wskazywał 21. Impreza trwała od dwóch godzin i wszyscy balowali już na całego. Jak zwykle alkohol lał się strumieniami, muzyka była głośna, a dym papierosowy spowijał całe pomieszczenie, niczym wielka chmura.  Ślizgoni pozapraszali swoich znajomych z innych domów, więc było mnóstwo ludzi. Wszyscy świetnie się bawili. No prawie wszyscy.
-Uspokój się Diable- Hermiona położyła dłoń na ramieniu przyjaciele.- Chanel jest dużą dziewczynką. Poradzi sobie.
-Miała wrócić na imprezę!- pieklił się dalej brunet.
-Co, on dalej o tym?- Emma podeszła do przyjaciół, podając Hermionie drinka- Jak byłam tu pół godziny temu mówiłeś dokładnie to samo. Przecież przysłała Hermionie smsa!
-„Wrócę później, muszę pobyć chwilę sama”- zacytował Diabeł rzeczonego smsa- To Twoim zdaniem miało mnie uspokoić?!
-Tak właściwie to miało uspokoić Hermionę. Przysłała tą wiadomość do niej- sprostowała ruda Ślizgonka
-I mnie uspokoiło.
-Cholera wie gdzie ona teraz się włóczy! I z kim- warknął Blaise.
-Daj już wreszcie spokój! Znasz ją dłużej niż ja- panna Granger zaczynała się już powoli denerwować- Chanel nie jest niedoświadczonym dzieckiem. Nie pierwszy raz jest w dużym mieście sama. Przypominam Ci, że wychowywała się w Nowym Yorku, a do szkoły chodziła w Miami. Jakby to jeszcze Cię nie
przekonywało, to pamiętaj, że mimo wszystko nadal jest czarownicą i ma przy sobie różdżkę.
-Ale…- zaczął Ślizgon
-Nie ma żadnego ale! Nie zamierzam spędzić całego wieczoru na słuchaniu Twojego użalania!- ze złością dopiła drinka i odeszła w kierunku baru, gdzie siedział Malfoy.
Draco właśnie flirtowała z jakaś Krukonką z piątego roku. Hermiona skwitowała to jedynie uniesieniem brwi i wzięła szklankę z whisky. Kiedy blondyn zobaczył kto usiadł nieopodal niego, szybko odprawił dziewczynę z która rozmawiał i odwrócił się w stronę Gryfonki.
-Blaise nadal się wścieka?
-Niestety tak. Jeśli mam być szczera to najchętniej udusiłabym Chanel za to, że wyłączyła telefon.- Hermiona westchnęła, szybko wypijając zawartość swojej szklanki. Sięgnęła po butelkę.
-Ej, przystopuj trochę- blondyn przytrzymał jej nadgarstek. Spojrzała na niego z wyrzutem.
-Żałujesz mi?
-Nie, ale jak się przy mnie upijesz, to potem będzie na mnie- uśmiechnął się w ten malfoyowski sposób.- Poza tym jeszcze dziś nie tańczyłaś. Nie dasz rady jak będziesz kompletnie zalana.
-Ja nie dam rady!? – już miała ochotę rozpocząć kolejna sprzeczkę, kiedy podszedł do nich jakiś chłopak. Hermiona kojarzyła go tylko z widzenia. Chyba chodził do Huffelpufu i był w wieku Ginny.
-Hej, zatańczysz?- podał Hermionie dłoń.
Dziewczyna posłała złośliwy uśmieszek Draconowi i szybko wypiła zawartość jego szklanki, po czym chwyciła dłoń nieznajomego, i poszła z nim na parkiet.
Draco z zaciśniętymi zębami przyglądał się seksownym ruchom Gryfonki, gdy tańczyła z kolejnymi chłopakami, co jakiś czas lądując przy barze, aby wypić kolejnego drinka lub zapalić papierosa. Wiedział, że przez papierosy, które pali, alkohol szybciej idzie jej w głowę, dlatego uważnie ją obserwował, aby nie
zrobiła niczego głupiego.
Impreza trwała w najlepsze. Zegar wskazywał kilka minut po pierwszej, kiedy Draco utracił Hermionę z pola widzenia. Szybko wstał i zaczął jej szukać. Przemierzał Pokój Wspólny pytając znajomych. Zaczynał się coraz bardziej denerwować. Na własnej skórze przekonał się, że pijana Hermiona jest nieobliczalna. W oddali mignęły mu rude włosy Emmy. Szybko podszedł do niej. Tańczyła z Danielem.
-Co jest, Smoku?- zapyta chłopak- Wyglądasz na zdenerwowanego
-Widzieliście Granger? Gdzieś mi zniknęła. Martwię się o nią, jest trochę najebana.
-Hmm… potrafi być nieobliczalna w takim stanie- powiedziała dziewczyna, jakby czytając mu w myślach.
-Czy Wy trochę nie przesadzacie?- Daniel popatrzył na nich z powątpiewaniem.
-Ona jest najebana na imprezie pełnej napalonych kolesi!- wysyczał Malfoy.
-No i co? Jest dorosła. Jeszcze niedawno to Ty byłeś takim napalonym kolesiem. Przypomnieć Ci pierwszą imprezę w tym roku?
-Nie przeginaj, Daniel- Draco czuł jak zaczyna się w nim gotować. Na samą myśl, że Granger miałaby się z kimś całować, przyprawiała go o chęć mordu.
-Przesadzasz, Draco. Podobno jesteś tylko jej przyjacielem?
Malfoy nabrał powoli powietrza i policzył do dziesięciu, aby nie zabić kumpla.
-I właśnie jako jej przyjaciel, powinienem przypilnować, aby nie zrobiła czegoś czego będzie żałować- powiedział zaciskając ze złością zęby
-Mała impreza nigdy nikogo nie zabiła*- Emma wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ale widząc spojrzenie przyjaciela szybko uzupełniła swoją wypowiedź- Dobra, chodźmy jej poszukać.
Przemierzali pokój w poszukiwaniu Gryfonki. W końcu Draco postanowił zajrzeć na schody prowadzące do dormitoriów. Nie znalazł nikogo na schodach do korytarza chłopców. Jednak to, co zastał w korytarzu dziewczyn, przyprawiło go o gęsią skórkę. Jeszcze nigdy nie pragnął tak bardzo kogoś zamordować.
Hermiona stała przy ścianie i całowała się zapamiętale z chłopakiem, z którym tańczyła na początku. Draco patrzył, jak ręce Puchona zaciskają się na jej pośladkach. Zrobiło mu się niedobrze, kiedy chłopak wsuną swój język do jej ust.
Potrzebował tylko kilku sekund aby otrząsnąć się z szoku. Szybko podszedł do całującej się pary. Złapał za ramię chłopaka i brutalnie odciągną go od Gryfonki.
-Zwariowałeś- warknął w stronę chłopaka, który zaskoczony zbierał się z podłogi. Dostrzegł coś jeszcze. Na jego twarzy pojawił się strach. Zaczął pośpiesznie zbierać jakieś małe przedmioty, które upuścił. W ciemności Draco nie mógł dostrzec co to było. Wtedy usłyszał śmiech Hermiony. Poczuł jak dziewczyna osuwa się na niego. Przerażony złapał ją za ramię i spojrzał na jej twarz. Jej wzrok był rozkojarzony, na ustach malował się uśmieszek, była całkowicie nieobecna. Nie potrzebował wiele czasu aby powiązać to z tym co upuścił chłopak.
-Co jej dałeś?- warknął przez zaciśnięte zęby. Posadził Hermionę na podłodze i podszedł do Puchona. Byli tego samego wzrostu.
-Co Ty do cholery odstawiasz, Malfoy?!- chłopak również był wściekły.
-Nie będę się powtarzał! Co jej dałeś?!
Czarnowłosy chłopak milczał zawzięcie mierząc Dracona chłodnym wzrokiem.
-Nie Twój zasrany interes!
Draco znów usłyszał śmiech Hermiony. Złapał przeciwnika za koszulę i przycisną do ściany jednocześnie wyciągając z kieszeni różdżkę. Przycisną mu ją do piersi.
-MÓW!
-Dobra już! Jedną kostkę D.Z.! Puszczaj mnie!
Blondyn czuł jak zasycha mu w ustach. Skrót D.Z. wziął się od eliksiru Dobrej Zabawy, który stawał się coraz bardziej popularny na wszelkiego rodzaju imprezach. Chociaż nazwa brzmiała całkiem niewinnie, eliksir wcale taki nie był. Wręcz przeciwnie, był bardzo niebezpiecznym narkotykiem. Zażycie dużej
ilości powodowało bardzo silne i długotrwałe halucynacje, czasem nawet śmierć. Jednak wystarczyło go odrobinę rozcieńczyć i zamoczyć w nim np. małą kostkę cukru aby wywołać dobry humor i, co najważniejsze, uległość. W takim wydaniu D.Z. nie różnił się niczym od mugolskich tabletek gwałtu. 
Draco miał ochotę zabić Puchona, jednak miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie.
-Jeśli jeszcze raz usłyszę lub zobaczę jak to komuś podajesz, zabije Cię- wysyczał- A teraz wynoś się stąd zanim zmienię zdanie- puścił go i szybko podszedł do Hermiony. Brunetka nadal śmiała się pod nosem.
Draco wziął ja na ręce i szybko udał się do swojego pokoju. Otworzył drzwi kopniakiem. Gotował się ze złości od środka. Jak te środki w ogóle znalazły się na terenie Slytherinu!- myślał układając Gryfonkę na swoim łóżku. Dziewczyna kompletnie nie wiedziała gdzie jest, ani co się z nią dzieje. Śmiała się jedynie. Jej kończyny były coraz bardziej bezwładne. Była niczym lalka, która potrzebowała kierującego nią lalkarza.
Jedyną zaletą tego narkotyku było jego krótkie działanie. Malfoy wiedział jednak, jak bardzo będzie ją bolała głowa zaraz po tym, jak się ‘przebudzi’. To nie było najlepsze wyjście.
Podszedł do szafki, gdzie trzymał skrzynkę z eliksirami. Wyciągnął eliksir słodkiego snu i podał go Hermionie. Nie miał żadnych problemów z wciśnięciem jej płynu. Zrobiłaby dla niego teraz wszystko. Draco usilnie starał się nie myśleć, co byłoby gdyby jej nie znalazł. Patrzył jak jej powieki zadrgały i już po chwili osunęła się na poduszki. Ułożył się obok niej, obejmując ją w pasie. Od trzech tygodni marzył o tym aby znów u niego spała. Teraz nie był w stanie o tym myśleć. Słuchał jej spokojnego oddechu i starał się nie myśleć o niczym.
Impreza mu się nie udała. Jednak zrozumiał jedną rzecz. Nie potrafił wyobrazić sobie Hermiony z kimkolwiek poza sobą.
-Ona albo będzie moja albo zwariuję- szepną zasypiając.


***

Chanel już od kilku godzin włóczyła się bez celu ulicami Londynu. Rzuciła zaklęcie na swoje szpilki aby nie bolały ją nogi i  wysłała krótkiego smsa Hermionie, to był ostatni wysiłek na jaki się zdobyła. Chodziła z otępiałą miną nie myśląc o niczym. Przed oczami miała jedynie tą niezwykłą barwę oczu Kai’a. Nie myślała o tym, gdzie idzie. Nogi same ją prowadziły. Chciała się napić. Potrzebował tego. Czekała do czasu, aż bary napełnią się ludźmi. Mijała kolejne spokojne bary i eleganckie kluby, jednak nie weszła do żadnego.
Kiedy jej zegarek wskazywał godzinę 20 jej wzrok przykuły motocykle zaparkowane  przed jakimś budynkiem. Był to lekko obskurny bar. Jeden z takich, jakie zazwyczaj omijała szerokim łukiem.
Nie zastanawiała się jednak długo. Coś w tym miejscu przyciągało ją. Weszła do środka. Było tam mnóstwo ludzi ubranych w skórę przyozdobioną ćwiekami, noszących glany. Blondynka zdecydowanie wyróżniała się w swoich eleganckich szpilkach od Christain’a Louboutin’a. Przyciągała pełne pożądania spojrzenia
mężczyzn i pełny nienawiści wzrok kobiet. Nie przejęła się tym jednak, działo się tak zbyt często, aby zrobiło to na niej jakiekolwiek wrażenie.
Przeszła przez salę i usiadła na wysokim stołku przy barze. Wezwała barmana. Facet, który do niej podszedł był chyba po pięćdziesiątce, miał brodę i długie włosy. Koszulka jakiejś kapeli opinała się na jego brzuchu. Na głowie miał zawiązaną czarną bandamę.
-Co Ci podać maleńka?- zapytał zachrypniętym głosem
-Whisky- odpowiedziała. Barman nalał trunku do szklanki i postawił przed nią.
-Chyba nie za czeto bywasz w takich miejscach- stwierdził widząc jak ciekawie rozgląda się po pomieszczeniu.
-Niezbyt- odparła zgodnie z prawdą osuszając swoją szklankę i podsuwając ją barmanowi do ponownego napełnienia.
-Jestem Bob, to miejsce to moje dzieło, mój drugi dom.
Chanel skinęła głową. Nie miała jednak ochoty wdawać się z nim w dyskusję. Słuchała muzyki rockowej sączącej się z głośników. Towarzyszyły jej odgłosy gry w bilard. To było dziwne, ale to połączenie wydawało się Chanel, w jakiś dziwny sposób, uspokajające. Wyciągnęła papierosy, Bob natychmiast usłużnie wyciągną zapalniczkę i odpalił jej. Przesunął w jej kierunku popielniczkę.
-Miejsca takie jak te są dobre, kiedy ma się jakiś problem lub chce odpocząć od codzienności- uśmiechną się
Chanel spojrzała na niego zaskoczona. Skąd on wiedział?- zastanawiała się- No, ale z drugiej strony skoro prowadził bar na pewno nauczył się odczytywać nastrój klientów. Po chwili wahania Ślizgonka odwzajemniła uśmiech.
-Wołaj jak będziesz chciała coś jeszcze- powiedział mężczyzna, po czym poszedł obsługiwać innych klientów.
Przez godzinę Chanel nie ruszyła się z miejsca. Powoli piła whisky, paliła fajki i spławiała chłopaków, którzy ją podrywali. W końcu jednak znudziło się jej to.
Z wdziękiem zsunęła się ze stołka i podeszła do stołów bilardowych.
-Chcesz zagrać, słoneczko?- zapytał chłopak grający z trzema kumplami. Byli od niej  może z pięć lat starsi.
-Czemu nie- uśmiechnęła się delikatnie- Nudzę się.
-Może coś poradzimy- chłopak, który zaproponował jej grę podał jej kij do gry- Jestem Jace. A to: Nate, Tony i Sebastian- wskazał po kolei na swoich towarzyszy.
Chanel skinęła każdemu głową
-A Ty, piękna?- zapytał Tony
-Imiona są mało istotne przy grze w bilard, nie uważacie?- chłopcy zaśmiali się.
-Coś w tym jest- powiedział Nate układając bile.
-A może podniesiemy stawkę?- Chanel wyciągnęła z torebki kilka banknotów.
Czwórka kolegów popatrzyła po sobie, po czym skinęli głowami.
- Zaczynasz? A może Ci pomóc?-  Sebastian spojrzał na Chanel
-Nie ma takiej potrzeby.-Najwyraźniej jej towarzysze, patrząc na jej wygląd, liczyli na łatwą wygraną. Oczywiście, nie mogli wiedzieć o stołach bilardowych w poprzedniej szkole blondynki, przy których spędzała kilka godzin tygodniowo.
-Może być ciekawie- powiedziała panna Morison pochylając się nad stołem.

Godzinę później na brzegu stołu stało pięć szklanek i do polowy opróżniona butelka whisky. Czekając na swoją kolejkę Chanel zaśmiewała się głośno słuchając kłótni Sebastiana i Nate, o to czy stojące szklanki wpływają na jakość uderzenia i, że już nigdy nie będą grać z dziewczynami w butach na niebotycznych szpilkach. Okazało się bowiem, że już w pierwszej rundzie przegrali z kretesem ze śliczną blondynką. Za przegrane pieniądze panna Morison zamówiła whisky, którą łaskawie się z nimi podzieliła, wypominając przy tym, aby nigdy nie lekceważyli dziewczyn.
Świetnie się bawiła w towarzystwie nieznajomych. Nie musiała się niczym przejmować. Rozmawiali ze sobą swobodnie o jakiś pierdołach. Czasami Chanel szła potańczyć z którymś z nich. Tak mijał jej wieczór, który zamienił się w noc. W pubie było coraz więcej ludzi, a oni byli w coraz lepszym humorze.
-Kim Ty do cholery jesteś?- zapytał Jace, kiedy wygrała po raz czwarty zgarniając całą pulę.
Chanel uśmiechnęła się złośliwie.
-Czarownicą.
-Nie będę więcej grać z nieznajomymi dziewczynami- zarzekał się po raz kolejny Tony.
-Och uwielbiam tą piosenkę!- zawoła Chanel kiedy usłyszała Joan Jett "I Love Rock 'n' Roll" (<--klik)
-Idziemy tańczyć!
Złapała Jace za rękę i pociągnęła w kierunku tańczących ludzi. Jej ruchy były niesamowicie seksowne i drapieżne. Sama nie wiedziała jak to się stało, że w jednej chwili tańczyła obok Jace’a, a w następnej na jednym ze stołów. Kiedy piosenka się zmieniła rozległy się głośne brawa, okrzyki i gwizdy. Jej towarzysz wyciągną do niej rękę, aby pomóc jej zejść. Szczerzył zęby w uśmiechu. Blondynka odwzajemniła gest.
-No nieźle- zaśmiał się.- Nie spodziewałem się tylu wrażeń, kiedy podeszłaś do naszego stolika.
Chanel roześmiała się perliście. Chłopak złapał ją w pasie ściągając ze stołu.
-Dzięki- powiedziała, obejmując go
-To było naprawdę coś- przycisną ją do swojego boku kierując się z powrotem stronę jego znajomych.
Kiedy przechodzili obok baru, coś jednak przykuło uwagę Chanel.
Wojskowe, ciężkie buty, ciemne spodnie, skórzana kurtka, dwa nieśmiertelniki na łańcuszku na tle czarnej koszuli. Swobodna, nonszalancka poza w jakiej opierał się o bar, seksowny uśmieszek i, w końcu, niesamowita, szafirowa barwa źrenic.
Kai we własnej osobie.
Chanel zesztywniała i zatrzymała się patrząc na chłopaka. On również na nią patrzył, a po jego minie poznała, że widział jej mały pokaz.
Jace coś do niej mówił, jednak ona już nie słuchała. Nie słyszała niczego wokół niej. Nie widziała niczego, poza chłopakiem ze szklaneczką whisky, z której powoli pił bursztynowy trunek.
Nie mogła się powstrzymać, oblizała spierzchnięte wargi.
-Wszystko w porządku!?- Jace potrząsną nią. Ślizgonka przeniosła na niego wzrok. Dopiero teraz na powrót zaczęły do niej docierać bodźce ze świata zewnętrznego.
-Wszystko okej- powiedziała uśmiechając się sztucznie
-Zawiesiłaś się
-Wydawało mi się, że widzę kogoś znajomego- ponownie popatrzyła w stronę baru. Kai’ a już nie było. Zaczęła szukać go wzrokiem, jednak chłopak zapadł się pod ziemię.
Jace pociągną ją w stronę stołów do bilarda. Chanel pozwoliła mu się prowadzić, jednak kończyny miała sztywne. Zupełnie straciła ochotę na zabawę. Jej dobry humor wyparował bezpowrotnie.
-Niezły popis, skarbie- powiedział Nate, gdy tylko podeszli do kumpli Jace’a.
-Dzięki- powiedziała- Chyba będę się już zbierać
Odpowiedział jej chóralny jęk zawodu nowych znajomych.
-Jest przecież wcześnie!
-Zostań jeszcze chwilę!
-Nie, naprawdę już muszę iść- usprawiedliwiała się sięgając po kurtkę i torebkę.
-A to wielka szkoda- usłyszała za sobą tak dobrze znany jej głos. Na jej ustach pojawił nieznaczny uśmiech. Powoli obróciła się.
Kai stał z rękami założonymi na piersi i mierzył ja czujnym spojrzeniem, niczym drapieżnik przyglądający się swojej ofierze.
-Co tutaj robisz?- zapytała kompletnie ignorując swoich towarzyszy- Śledzisz mnie?
-Mógłbym zapytać o to samo- kpiący uśmieszek pojawił się na jego twarzy- Nie jeździsz na motocyklu, a ja tak. To chyba nie do końca Twoje klimaty. –mówił spokojnym, opanowanym głosem, który przyprawial o ciarki
-Każdy ma prawo wejść do pubu, nawet jeśli nie jeździ na motorze- Tony najwyraźniej stwierdził, że dziewczyna potrzebuje pomocy.
Kai przeniósł na niego swój wzrok. Spojrzał na niego w taki sposób, jakby Tony był zbędnym karaluchem na podłodze.
-Motocykl, debilu. Motor to ty masz w pralce**- warknął.
Ponownie spojrzał na Chanel
-Podwiozę Cię- rzucił niby od niechcenia
-Dzięki- złapała torebkę i kurtkę. Podeszła do bruneta, jednak po drodze Jace złapał ją za przegub.
-Jesteś pewna? – wskazał na Kai’a- Wygląda trochę niebezpiecznie
-Koleś, zaczynasz mnie już wpieniać.
-Jestem pewna, dzięki za troskę- wyszarpała rękę z jego uścisku. Kai objął ją ramieniem. Poczuła jak zalewa ją fala gorąca. Szybko przeprowadził ja przez bar i wyszli na świeże powietrze. Zaprowadził ją do swojego motocykla.
-Tak szczerze, to nie potrzebuje pod…- zaczęła Chanel, jednak nie dane jej było skończyć.
Kai popchną ja i przyparł do motocykla. Zanim zorientował się co się dzieje, chłopa pocałował ją. Natychmiast odpowiedziała na pocałunek. Kai delikatnie zagryzł jej dolną wargę. Jęknęła cicho, a on wykorzystał to aby wsuną swój język do jej ust. Lubieżnie pieścił jej podniebienie, co jakiś czas pozwalając ich językom na wspólną zabawę. Ich pierwszy pocałunek smakował whisky i papierosami.
Chanel kręciło się w głowie kiedy się od niej odsunął i pomógł wstać. Jeszcze nigdy nie czuła się tak po pocałunku. Musiała oprzeć się o siodełko, gdyż nogi nie były w stanie utrzymać ciężaru jej ciała. Kai przytrzymał ja za łokieć. Na jego twarzy widniał triumfalny uśmieszek, co utwierdziło dziewczynę w
przekonaniu, iż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak na nią działa.
Kai podał jej kask i wsiadł na siodełko.
-Nie musisz mnie nigdzie podwozić- powiedziała Chanel, jednak założyła kask
-Wiem- wzruszył ramionami- Nie zamierzam Cię nigdzie podwozić. Jedziemy do mnie- Uśmiechną się wrednie po czym założył kask.
Chanel wzniosła oczy ku niebu i usiadał za nim. Kai poczekał, aż obejmie go w pasie i zapuścił silnik.
-Skąd tak w ogóle pomysł, że nie jestem niebezpieczny?- krzykną przekrzykując warczenie maszyny.po czym ruszył, ponownie jak pod studiem, z rykiem silnika.

AnnMari

*(w oryginale) Little party never killed nobady- cytat z piosenki o tym tytule
** cytat z fanpage'a na fb 

5 komentarzy:

  1. Podobało mi się przemyślenie i zachowanie Draco. W ogóle lubię go w Twojej historii. Mam tylko nadzieję, że Chanel nie wpakowała się w jakieś kłopoty, bo ten Kai wydaje mi się trochę podejrzany. No ale.
    Pozdrawiam i wenki życzę ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział przegenialny, nie spodziewałam się że wszystko tak się potoczy. Jestem an prawdę strasznie ciekawa co się wydarzy w domu Kai'a. Co do Diabełka to awww ♥ jest taki uroczy jak się martwi, a Dracuś w końcu chce być z Hermioną. Cudownie!
    Kochanie życzę Ci dużo weny ;))
    i zapraszam do mnie na http://milosny-skandal.blogspot.com oraz http://wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com

    pozdrawiam serdecznie Avad Ka ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny. Kim do cholery jest ten cały Kai? Denerwuje mnie ten laluś.:D Diabeł jest zajebisty jak się złości..;d Ale przebija go troskliwy Draco.;p
    Błędów ogólnie nie masz, no oprócz Maiami, które zapisuje się jako Miami.:p
    Życzę weny i czekam na kolejny.:)
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    www.amor-deliria-nervosa-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za zwrócenie uwagi ;) Już poprawiłam :)

      Usuń
  4. Rozdział jak zawsze świetny, wciągający, pełen niespodzianek.
    Diabeł jest słodki jak się martwi, a Smoku cóż ważne że w końcu doszedł do wniosku że Miona musi być jego :)

    Annelis

    OdpowiedzUsuń